niedziela, 14 listopada 2010

Tarkwinia

Wczoraj wybraliśmy się kilkuosobową grupą do Tarkwinii, miejsca, gdzie odkryto grobowce etruskie. Pogodę mieliśmy cudowną, słońce tak grzało, ze żałowałam, że nie wzięłam spódniczki, a sandały się przydały mimo połowy listopada. Miasteczko bardzo podobne do tych, które ostatnio zwiedzam, więc klimat już, można powiedzieć, znam.
Nekropolia jest jakieś 15 minut spacerkiem od centrum. Jest to pole z pagórkami (widać, że usypanymi) i ze współcześnie dobudowanymi wejściami. Podobał mi się szczególnie grobowiec dei Leopardi. I na dwóch malowidłach dostrzegłam auletę i kitarzystę (dla wyjaśnienia: są to muzycy grający na aulosie i kitarze, instrumentach, na temat których pisałam moją pracę licencjacką na filologii klasycznej w Gdańsku). Super się czuje jak choć trochę zna się temat :P.
Potem poszliśmy do muzeum. Tam to dopiero mają eksponaty. Pierwszy raz na własne oczy widziałam wazy czarno- i czerwonofigurowe, przedstawienia znane jedynie ze zdjęć. Oprócz tego biżuterię i przedmioty pochowane z ich właścicielami, np. (co wywołało moje ogromne zdziwieni) parasolkę. Samo muzeum mieści się w XV-wiecznym pałacu, co mnie też zachwycało. Jak weszłam do sali być może reprezentacyjnej, to wyobraziłam sobie te stroje i w ogóle...


Następnym punktem programu było morze. Dojechaliśmy tam autobusem miejskim. Pięknie było, choć i tak nic nie przebije Rosignano i koloru morza stamtąd. Tu plaża była pomieszaniem koloru piasku z Ostii i jakiegoś szarego, muszelki były małe, aczkolwiek śliczne, za to kamyczki trochę nadrabiały wyglądem(wzięłam kilka). Niestety na plaży było mnóstwo śmieci...i krab :). Przeszliśmy się jeszcze po miasteczku, które wyglądało jak wymarłe, ponieważ była sjesta i to po sezonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz