niedziela, 29 czerwca 2014

Nowy początek (lipiec 2014)

Zaczynam praktyki Erasmusa. Czyli bloga część druga.
Pierwszy dzień pobytu w Italii. Słonecznej i gorącej Italii. Przygód oczywiście jak zawsze. Ale po kolei. Autokar miał opóźnienie, jedyne 2 godziny (co przy długości 25 h nie robi zbytniej różnicy), ale nie było tak źle, jakoś się jechało. Klima była, mili panowie kierowcy, którzy dobrze prowadzili. I po drodze puścili 7 filmów! Chyba nigdy tyle w tak krótkim czasie nie obejrzałam. Wysiadłam w Pescarze. Według tego, co sprawdzałam przed wyjazdem, miałam wysiąść przy stacji kolejowej Pescara Porta Nuova, ale wypuścili nas na centralnym. A ja bez mapy, bo po co sobie wydrukować chociaż centrum z internetu, kiedy wszystko mam w pamięci. I moje wszystko wiedzenie zaprowadziło mnie nie w tę stronę, w którą chciałam. A że miałam plecak, który ważył...dużo, to zrobiłam sobie spacerek wzdłuż morza, częściowo we włoskim słońcu, około 2 kilometry, po czym wróciłam w to samo miejsce, czyli przed dworzec, przed którym mnie wysadzili, a tam zaraz obok był bar z wifi. Cóż, nie ma to jak stracić ponad godzinę cennego czasu, bo przecież trzeba było znaleźć nocleg, przynajmniej na pierwsze noce.
Kiedy już połączyłam się z siecią, co też nie było takie proste, odpisałam Antonelli i całe szczęście, że była na fejsie, bo dzięki niej wylądowałam na noclegu u sióstr karmelitanek bosych. Co prawda po drugiej stronie miasta, więc droga tam zajęła mi kolejnych parę godzin. I hura! o 19 wylądowałam przed bramą. A siostry mieszkają oczywiście na odludziu i jeszcze na górze, więc kilka razy zwątpiłam czy się tam w ogóle dostanę. Niestety moje bagaże nie pomagały mi nic a nic, mimo że zjadłam wszystko, co wzięłam na drogę. I w ten sposób ominęła mnie niedzielna msza...ale posiedziałam sobie potem w kaplicy z godzinę, więc Pan Jezus chyba się nie obrazi :P.
Widok stąd jest cudowny, na Adriatyk, który bliżej brzegu jest turkusowy, a trochę dalej pięknie błękitny. Siostry mnie super ugościły, dostałam nawet ciepłą kolację (bakłażany z grila, fasolka z oliwą i jajko sadzone, do tego kilka śliwek, spory kawał arbuza i kilka cantuccini).
Więc jutro ruszam na podbój Pescary już bez zbędnego bagażu! Mam nadzieję znaleźć pokój, w którym zamieszkam przez najbliższe trzy miesiące i chyba pierwsze kroki skieruję ku kapucynom, a później pójdę na kawę do jakiegoś baru z wifi i poszukam i podzwonię w sprawie pokoju. No i kupię sobie włoską kartę, bo zapowiada się, że będę trochę tu dzwonić.
PS. Jest 22.30 a tu jak w piecu...ciekawa będzie noc :).