środa, 13 sierpnia 2014

Jedno z najpiękniejszych miejsc we Włoszech - Atri

Sobotę spędziłam z moimi gośćmi w Atri. Wrażenie jak w tytule. Ale w sumie nie mam pojęcia co było tam takiego innego, wyjątkowego. Może freski w katedrze, bo jak je zobaczyłam, to dosłownie szczęka mi opadła, albo położenie na wzgórzu, z którego widać zarówno najwyższe szczyty Apeninów, jak i Adriatyk, bliskość rezerwatu z formą rzeźby terenu o pięknej nazwie "calanchi"(po polsku badlandy, jak ktoś wie, co to jest)?
Po drodze mijaliśmy Silvi, też tę część, która jest na górze, czyli città alta, no i tak odkryłam kolejne miejsce do odwiedzenia. Wysiedliśmy w dobrym miejscu w Atri dzięki uprzejmości panów kierowców i już od razu zachwyciłam się widokami. Jeszcze nie zdążyliśmy dobrze wejść do centrum i już zatrzymaliśmy się zrobić zdjęcia w ślicznym zaułku, których to miasteczko jest pełne. A zaraz obok znalazłam popiersie cesarza Hadriana. Co on tam robił? Otóż, ponieważ Atri jest jednym z najstarszych miast Abruzji, pamięta jeszcze bardzo stare czasy X/IX wieku przed Chrystusem i jego pierwotna nazwa brzmiała Hatria bądź Hadria, a także jest miejscem, skąd wywodziła się rodzina wyżej wspomnianego cesarza.
Następnym punktem była katedra, w której zachowała się część fresków przedstawiających życie Maryi niejakiego Andrea de Litio. Robi wrażenie. Wewnątrz jest też przepiękne tabernakulum. A później spacer po mieście, granita, lody itp. W ramach siesty poszliśmy do parku z fontanną i punktem widokowym na Adriatyk. Ale trochę tam drzewami zarosło i tylko gdzieniegdzie go widać. I jak przystało na prawdziwy popołudniowy odpoczynek zasnęłam na ławce (ale twardo było :P).
Ostatnim miejscem był rezerwat calanchi. Kilka razy zwątpiłam czy tam dojdziemy, bo było gorąco, robiło się późno, a on jest trochę za miasteczkiem. Ale najważniejsze udało nam się zobaczyć. Przecudne widoki i góry naprawdę niesamowite.
Żeby odhaczyć Atri na liście zwiedzonych miejsc muszę jeszcze tam pojechać, bo nie do końca udało nam się zwiedzić wszystko, co jest tam do zobaczenia, i przede wszystkim chciałabym zrobić spacer po tym rezerwacie, a nie tylko wejść i wyjść, a najlepiej pojechać tam w nocy, przy pełni. Podobno zapiera dech w piersiach. Tak więc, następnym razem bez samochodu ani rusz.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Spotkanie w Manoppello

Mam gości, czyli zwiedzam Włoch w towarzystwie. Dziś wybraliśmy się do Manoppello. Dla niewtajemniczonych, to miejsce, gdzie jest przechowywana chusta z odbiciem Jezusa. Niesamowite wrażenie i przeżycie modlić się przy wizerunku....
Ale jakiż to był dzień! Z racji, że Manoppello to wioska, autobusy jeżdżą tylko popołudniu i w ilości znikomej. Wybraliśmy się, więc na jeden, ale dojechaliśmy tylko do Manoppello Scalo. "Scalo" to określenie części miasteczek, zazwyczaj znajduje się w pobliżu stacji kolejowych, gdzie dokonywały się wymiany handlowe i jest oddalone od centrum o co najmniej kilka kilometrów. Wylądowaliśmy w takim miejscu, więc trzeba było się jakoś przedostać do naszego celu. Dobrze, że mieliśmy telefon z mapą, zobaczyliśmy drogę poboczną przez pola i po odpowiednim zaopatrzeniu się w pobliskim sklepie ruszyliśmy w temperaturze zaledwie 36 stopni w cieniu na wzgórza.
Nasza trasa krzyżowała się z drogą św.Tomasza Apostoła, która jest częścią Camino de Santiago lub szlaku pielgrzymkowego Ziemia Święta-Rzym. Szliśmy raz w górę, raz w dół pomiędzy winnicami, gajami oliwnymi...uwielbiam takie wycieczki! Można być w takich pięknych miejscach, podziwiać takie piękne widoki. No i mieliśmy przez to przepiękną pielgrzymkę około ośmiokilometrową :).
Niestety nie weszliśmy do samego miasteczka, bo już czas nam się kończył, a trzeba było jeszcze zawitać do naszej mety. Na ostatnią górę podwiózł nas przemiły starszy pan.
Potem nastąpiło spotkanie z Martą. Nie ma to jak zobaczyć znajome twarze w takim miejscu :). Szkoda tylko, że nie zrobiłam zdjęcia na pamiątkę.
Powrotna trasa także obfitowała w przygody. Uciekł nam autobus, ostatni jadący bezpośrednio do Pescary, bo miał wyświetlone, że jedzie w drugą stronę, więc nie wsiedliśmy, tym bardziej,że było też 5 minut przed czasem. A pan z kolejnego poinformował nas, że on będzie wracał dopiero o 22 i to nie zahaczając o sanktuarium i najlepiej nam przedostać się do Manoppello Scalo.
I ruszyliśmy w powrotną drogę próbując złapać stopa. Udało się, kolejny przemiły gość nas podwiózł i to nadrabiając trasę (swoją drogą, ostatnie spotkania z ludźmi tutaj obfitują w zwierzenia Włochów na temat ciężkiej sytuacji z pracą. Nie jest kolorowo, też u mnie w bibliotece, niestety). Tam czekaliśmy na autobus, który miał być o 19.20, ale nie przyjechał, więc jechaliśmy z przesiadką w Chieti Scalo. Całe szczęście bilet był taki sam. Ciekawe, że kupując bilet za 1,10 euro, można dojechać aż do Manoppello, czyli jakieś 25km od Pescary, a po samej Pescarze też on obowiązuje.
Do domu dotarliśmy przed 22 w 28stopniowej temperaturze. Masakra z tym gorącem. Ale czego się spodziewać po najgorętszym tygodniu w roku?