niedziela, 14 listopada 2010

Św. Róża i Włoch

 
Dziś trafiłam na mszę do kościoła św. Róży, patronki Viterbo, żyjącej w XIII wieku. I jest tu wystawiona, z racji tego, ze jej ciało się zachowało. Wygląda prawie jak św. Rita :). Z tej okazji myślę, że warto przytoczyć to, co się dzieje tu co roku trzeciego września. Otóż, święto swojej patronki obchodzą niosąc na plecach stu wybranych mężczyzn wieżę z figurą Świętej na czubku. Ma ona około 30 metrów wysokości i waży naprawdę sporo. Ostatnio się dowiedziałam, że oni biegną z tą Macchiną. Ciekawe, co jeszcze kryje w sobie to miasto.
A jak szłam do kościoła ludzie się na mnie dziwnie patrzyli, ale to pewnie przez to, ze byłam w bluzce na ramiączkach :). A Włosi ubrani w puchowe kurtki...:).
Z kolei z powrotem miałam przeprawę z natarczywym Włochem, który koniecznie chciał się ze mną umówić na kawę lub przejechać na wycieczkę, prawiąc komplementy jaka to ja jestem miła i sympatyczna i jak dobrze mówię po włosku, a on też jest tu tylko czasowo, bo pochodzi z Sardynii i czy nie chciałabym tam się kiedyś wybrać. A wszystko zaczęło się od niewinnego pytania o drogę...Ach, Włochy...
Najlepsze jednak w tym jest to, ze pomodliłam się do Róży, abym mogła porozmawiać trochę po włosku tak na poziomie języka użytkowego. Czyżby to ona tak szybko zadziałała? Ale muszę jej powiedzieć, żeby mi więcej takich numerów nie robiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz