poniedziałek, 8 listopada 2010

Montefiascone i Bagnoreggio

Mam silne postanowienie powrócić do systematycznego pisania, bo jest o czym. Przynajmniej na razie :). Otóż, ostatnie półtora tygodnia minęło na zwiedzaniu.
W ostatnią, przepiękną sobotę października pojechałam z Anią i jej chłopakiem Michałem do Montefiascone i Bagnoreggio. Mieliśmy jechać w więcej osób, ale ludzie się wykruszyli.
Z samego rana wsiedliśmy w autobus i zwiedziliśmy miejscowość, przez którą przejeżdżałam w drodze ze Sieny do Viterbo. Całość zajęła nam jakieś półtorej godziny.
Weszliśmy na szczyt do takiego parczku z widokiem na jezioro Bolsena, a po drugiej stronie na góry. To, co było niesamowitego, to mgła unosząca się nad doliną, ale na tyle "mała", że widać było wierzchołki gór. Coś pieknego!I te kolory jesieni też.
W Montefiascone znajduje się katedra św. Małgorzaty z trzecią, co do wielkości, kopułą we Włoszech. Niestety była zamknięta, ale z zewnątrz wygląda na ciekawe miejsce. No i klimat tych uliczek, to jest coś, co się naprawdę czuje. A w miejscach bez turystów, to już w ogóle.
Kolejny punkt dnia to Bagnoreggio. W zasadzie słyszeliśmy, ze coś tam jest wartego zobaczenia, ale nie wiedzieliśmy nic poza suchą informacją. Pokierowały nami strzałki na "miasto, które umiera". Pierwszy rzut oka jest niezłym zaskoczeniem. To było jak bajka. Wychodzi się na koniec miejscowości i widzi nagle długi most prowadzący na wzniesienie, na którym jest miasto. Umiera, bo wiatr i deszcz robią swoje podmywając górę.
To, co bardzo mi się tam spodobało, to po pierwsze kolor czerwony liści jakiegoś pnącza zaraz przy wejściu. Po drugie taras, do którego trzeba wyjść z domu, ale za to widoki wynagradzają wszystko. Po trzecie piec na zewnątrz domu. Taki do wypieku i przygotowania potraw z mięsa, czy czegokolwiek. I muszę jeszcze zgłębić historię osiołka Pasquino. Było tam jego kilka drewnianych figurek. Na pewno jest to coś ciekawego:).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz