Wczoraj mieliśmy egzamin z włoskiego. Wieczór wcześniej w końcu przysiadłam do nauki i dobrze zrobiłam, bo na egzaminie były zagadnienia, których nie miałam w Polsce. Poszedł mi dobrze. Potem była jeszcze część ustna, na której opowiedziałam trochę o mojej „karierze” muzycznej i po egzaminie. Poszłam na ostatni obiad do mensy, na ostatnie spojrzenie na Campo…teraz to się czuło, że coś dobiegło końca.
Dziś film, oddanie certyfikatów i bufet pożegnalny. Zdziwiłam się, że ten kurs zalicza mi 6 pkt ECTS, ale dla mnie bomba. Jeszcze muszę tu zdobyć tylko 24 :D. A z egzaminu dostałam 30/30, więc jestem zadowolona. A Claudia na pożegnanie powiedziała nam, że możemy do niej zawsze napisać, jakbyśmy mieli z czymś problem, czy z napisaniem, np. cv lub listu motywacyjnego. Ostatnie uściski, szczególnie z Moniką, z którą spędziłam 90 % czasu tutaj, no może 85, i wsiadłam w autobus do Viterbo.
Jechałam przez piękne tereny. I tak na przyszłość można by się wybrać do San Quirico d’Orcia i Acquapendente – piękne toskańskie miasteczka, w San Lorenzo odchodzi jedna z dróg do Orvieto, do którego się wybieram. Potem droga wiodła koło jeziora Bolsena, coś pięknego. I wjechałam do miasta mojego Erasmusa w korku. Wysiadłam i stwierdziłam, że nie wiem, gdzie iść, więc zapytałam się w pobliskim fryzjerze o via Cardarelli. Potem jeszcze raz się spytałam i tak bez mapy dotarłam do akademika z moim bagażem – wypchaną wielką walizką, torbą z laptopem i plecakiem. Chyba nie chcę wiedzieć ile to wszystko waży. W recepcji pani się ucieszyła, że rozumiem po włosku i już zapoznała mnie z pierwszymi studentami, z których jeden okazał się sympatycznym Gruzinem o wdzięcznym imieniu Gigi. Pomógł mi z moją walizką i potem pokazał mi miejsce, gdzie się je. Nie mogę tego nazwać mensą, bo wygląda jak dobry bar i do tego podchodzi kelner jak w restauracji. Dziwne, ale tak tu jest. Tylko zmartwiła mnie jedna rzecz, otóż od jutra posiłki będą w cenie 5,65! strasznie dużo, ponad dwa razy więcej niż płaciłam w Sienie…Zobaczymy co będę robić. Muszę się tu ogarnąć na razie, zobaczyć, gdzie jest jakiś sklep. I muszę to uczynić jutro rano, żeby zjeść jakieś śniadanie. Całe szczęście biuro, do którego muszę się zgłosić po hasło do internetu i plakietkę do mensy jest czynne od 9 i jest obok akademika. A potem pójdę na miasto do biura Erasmusa pozałatwiać wszystkie papiery i zacząć rok akademicki 2010/2011.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz