Byliśmy w pięknym parku Val d’Orcia (coś takiego jak park krajobrazowy). Zaczęliśmy zwiedzanie od Sant’Antimo – kościółka położonego wśród wzgórz i winnic, gdzie rosną grona na jedno z najlepszych włoskich win, Chianti. Zjadłam parę z krzaka, coś pysznego. Sam kościółek pamięta czasy Karola Wielkiego i jest zbudowany z trawertynu i alabastru (kiedy podświetli się go, to widać jego strukturę, niesamowite). I jest to miejsce na trasie Via Francigena, takiego włoskiej Camino de Santiago di Compostela, tylko prowadzącego do Rzymu. Może się kiedyś wybiorę, choćby tylko do części toskańskiej…
Potem pojechaliśmy do Pienzy, miasteczka wpisanego na listę UNESCO. Małe, ale śliczne, widoki na Toskanię też cudne, bo te miasteczka mają to do siebie, że są budowane na pagórkach. Jest to miasto, w którym urodził się późniejszy papież Pius II i kiedy nim został, to na swoją cześć zmienił nazwę miasta i trochę je przebudował, więc łączy ono w sobie cechy charakterystyczne XIII i XIV-wieczne. Ma rynek o kształcie trapezu. A kościół jest zbudowany na krawędzi pagórka i przez to cała absyda już się obsunęła trochę, co widać w kościele na załamaniu podłogi i jej spadku. Ale jest przez to bardzo ładnie oświetlony za dnia.
Tak na marginesie, to ten papież pochodził z rodu Piccolominich, z którego pochodził również następny – Pius III. Mają oni w herbie 5 półksiężyców, które symbolizowały krucjaty. Z kolei w Sienie jest ród Tolomei, który ma w swoim herbie 3 półksiężyce.
Na ostatni już punkt dojechaliśmy do Bagno Vignoni, uzdrowiska, w którym leczyła się, m. in. Katarzyna ze Sieny, po tym jak nie chciała wyjść za jakiegoś bogacza i obcięła włosy i w ogóle. Są tam naturalne termy, woda do dziś wypływa ciepła, a z tego miejsca korzystali już Rzymianie (nie wiem, czy przypadkiem Etruskowie też już czegoś tam nie robili). Piękne i ciekawe miejsce.
A z powrotem, jak już wracaliśmy autokarami to mieliśmy piękną burzę, która nie odpuszczała aż do jakiejś 1, 2 w nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz