Ostatni tydzień pobytu we Włoszech w roku 2010 mija pod znakiem przygód. Nie dość, że mam swój pierwszy w życiu lot samolotem, to jeszcze poniedziałek był świadkiem mojej pierwszej jazdy karetką (i to na sygnale). Cóż nie ma to jak źle się poczuć na zajęciach w obcym kraju i później rozmawiać z lekarzami, którzy cieszą się, że obcokrajowiec mówi w ichnym języku. Najważniejsze, że praktyka włoskiego w sytuacji trochę ekstremalnej (hmm, jest w ogóle możliwe takie połączenie słów?) zdała egzamin.
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Otóż, gdy leżałam na korytarzu, nagle zjawił się starszy pan, który podszedł i powiedział, że jest lekarzem. Skąd o się tam wziął? W najustronniejszym miejscu uniwersytetu, o tej porze i w takim wieku? Chyba nie student...Potem Gosia i Monika mówiły, ze nawet nie podziękowały mu, z przejęcia zapomniały. I od razu przyszła mi taka myśl do głowy - Anioł Stróż. Nawet jeśli to nie był on, to wierzę, że przysłał tego pana. Czyli wniosek z tego jeden, mój Anioł jest wielojęzyczny i stale przy mnie obecny :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz