środa, 9 lutego 2011

Sesja dobiegła końca

Ostatni egzamin, przed którym miałam najwyższy poziom stresu ze względu na to, że książka-podstawa do egzaminu, okazała się nie do zrozumienia, można podsumować jednym stwierdzeniem. A mianowicie, że dostałam się maksymalną ilość punktów tylko za to, że przyszłam.
Kiedy pani nas zawołała i powiedziała, ze będziemy zdawały pierwsze przeraziłyśmy się kompromitacji przed tymi, którzy przyszli posłuchać egzaminu (we Włoszech wszyscy mają wstęp na egzaminy, które są tylko ustne) i poprosiłyśmy o możliwość zdawania na końcu. Usiadłyśmy i próbowałyśmy zrozumieć coś z tego, co mówiły włoskie studentki. W końcu nadeszła ta chwila, kiedy jedna dziewczyna zdawała u naszej pani, a pan z komisji poprosil jedną z nas na egzamin. Poszłam zastresowana, ale odpowiadając na naprawdę banalne pytania dotyczące literatury podróżniczej i na temat moich studiów i słuchając pana mówiącego przez 80% mojego egzaminu wyszłam z uśmiechem na ustach.
Właściwie to nie jestem usatysfakcjonowana do końca tym egzaminem, wolałabym więcej powiedzieć, pokazać, że coś jednak zrozumiałam, ale narzekać nie mogę :). Tym samym zaliczyłam sesję z najlepszymi ocenami, wliczając w to moje 94% z egzaminu z włoskiego, które po przeliczeniu z pewnością da 5 w indeksie polskim.
A teraz wakacje! (patrząc na pogodę za oknem nie można powiedzieć o feriach, które jednoznacznie kojarzą mi się ze śniegiem i zimnem)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz