sobota, 12 lipca 2014

Rozmaitości

Zapomniałam o włoskim zwyczaju kończenia studiów. Tzn. przyjaciele broniącego się delikwenta obklejają uniwersytet jego zdjęciami. Oczywiście tymi najbardziej obciachowymi, szczególnie z imprez wszelakich. Drukują je w formacie A4 i dopisują gratulacje z okazji zakończenia studiów. Absolwenci ubierają na głowę wianek z jakiejś zieleniny z czerwoną wstążką i świętują.
A Simona mi powiedziała, że w pracy dyplomowej składa się podziękowania i to nie tylko profesorom, ale też przyjaciołom i rodzinie. W sumie, miły zwyczaj.

Przed wejściem na uniwerek przyuważyłam ostatnio pomnik psa. Takiego ładnego kundelka. Jest on dedykowany wiernemu przyjacielowi, który chyba nawet tam mieszkał i zdechł kilka lat temu.

Już zdążyli na mnie zatrąbić, jak szłam ulicą. I do tego dwie panie zupełnie obce, jedna w sklepie, a druga po prostu na chodniku stwierdziły, że jestem bella, a jedna z nich nawet nazwała mnie gwiazdką. Dziwni są ci Włosi i to nie tylko faceci.

Dziś rano byłam na dłuuugim spacerze brzegiem Adriatyku i jak w końcu stwierdziłam, że może na chwilę usiądę to wybrałam miejsce na kamieniach (które co jakieś 200, 300 m wchodzą w głąb morza) akurat obok zdechłych ryb. Lub raczej tego, co po nich zostało. A obok jakaś rodzinka z dzieciakami bawiła się w wyławianie stworzonek z wody, tj. krewetki, kraby i w końcu zrozumiałam po co oni na plażę chodzą z siatkami na kiju.
I jak sobie szłam, to zachwycił mnie widok malutkiej dziewczynki w pięknych czarnych loczkach, która niedawno nauczyła się chodzić. I jak trafiła na fragment piasku z połamanymi muszelkami to takie to było atrakcyjne, że nawet się nie oglądnęła na swoją mamę tylko po tych muszelkach prawie biegła tymi swoimi nóżkami. Potem jak wracałam, to wpadłam na to, że one się świeciły od słońca i może to ją tak zafascynowało. Albo inna faktura pod stopami, a nie jakiś nudny piasek.

PS. Podziękowania dla Lu za dzisiejszy wpis :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz